Okazało się niedawno, że w moim mieście coś się zaczyna dziać i craftowa pustynia powoli ożywa!
Nie mogłam nie skorzystać z okazji!
Wczoraj odbyła się pierwsza część warsztatów filcowych - musiałam wziąć udział, bo przed oczami wciąż mam
cudne szale Beaty. Wprawdzie niczego tak pięknego nie robiłam, bo wczoraj poznałam raczej technikę i udało mi się popełnić dwie formy całkowicie nieużytkowe :D
Oczywiście musiałam zabrać Martyśkę, bo inaczej zobaczyłabym gigantycznego focha z przytupem, ale ponieważ ciągnie ją do takich robótek, to niech się uczy :)
Oto migawki. Uprzedzam, że zdjęcia kiepskie, bo lokal, choć szalenie klimatyczny, to jednak ciemny był i fotki robiło się ciężko...
Na pierwszy ogień poszła kulka, filcowana na sucho:
Potem kwiatek, już na mokro, wyszedł trochę większy niż sądziłam :D
Tutaj efekty działalności Martynki, oczywiście na różowo :D
Martynka pracuje...
...i mama również :) Martynka robi zdjęcia :)
Za tydzień będziemy robić coś bardziej użytkowego i pokażę więcej zdjęć. Może wyjdą lepsze ;)
Dziękuję za Wasze odwiedziny i za wszystkie miłe komentarze!
Do zobaczenia!